wtorek, 24 listopada 2015

Raport z Bydgoszczy. Camerimage 2015

Na takim festiwalu jeszcze nie byłam. Tu ludzie klaszczą na kolejnych reklamach kamer i obiektywów, zupełnie ignorują aktorów na rzecz autorów zdjęć i bardziej niż fabułą, interesują się światłem i użytymi soczewkami. Bydgoskie Camerimage zdecydowanie wyróżnia się na polskiej mapie festiwalowej - zarówno międzynarodową renomą jak i tematem przewodnim. Tu pierwsze skrzypce grają operatorzy.


W przypadku prezentowanych na Camerimage filmów, mówienie "ładne zdjęcia" nie jest rozpaczliwą próbą znalezienia pozytywu w beznadziejnych produkcjach. Tu zdjęcia na prawdę SĄ ŁADNE. A ignorowanie innych elementów składowych filmów stanowi w części przypadków wielki błąd, a w pozostałych znakomity przykład instynktu samozachowawczego.

Poniżej - #6 najbardziej intrygujących i zadziwiających filmów tegorocznego Camerimage. Kolejność przypadkowa!

#1. "Brooklyn", reż. John Crowley, zdj. Yves Belanger


Wysmakowany, lecz nie naciągany melodramat o irlandzkiej emigrantce przybywającej w latach 50. do Nowego Jorku. Dzięki znakomitej roli Saoirse Ronan, los dziewczyny i jej miłosne perypetie są nie tylko prawdziwie angażujące, ale również nie przekraczają cienkiej granicy naiwnego sentymentalizmu. Ciepłe, wręcz aksamitne zdjęcia przyjemnie otulają widza i wyciskają z niego ocean łez.

#2. "Rams", reż. Grimur Hokonarson, zdj. Sturla Brandt Grovlen


Historia rywalizujących ze sobą w hodowli baranów braci to kolejny nietuzinkowy tytuł z dalekiej Islandii. Nawarstwiane przez lata konfliktu i milczenia emocje w chwili prawdziwego kryzysu wybuchają z niesamowitą siłą zachwycając znaczną część kinowej widowni. Zdobywca zasłużonej Srebrnej Żaby - nikt tak jak Islandczycy nie potrafi filmować śniegu.

#3. "The 33", reż. Patricia Riggen, zdj. Checco Varese


"The 33" pokazuje jak przekuto chilijską katastrofę górniczą w medialną szopkę, by następnie przemienić ją w okropny, tandetny film o nieporadnej fabule, tandetnej grze aktorskiej rodem z telenoweli i niedorzecznościach czających się na każdym kroku. Niezamierzona komedia, którą ogląda się z niedowierzaniem.

#4. "Muhammad: The Messenger of God", reż. Majid Majidi, zdj. Vittorio Storaro


Twórcy "Muhammada" podjęli się karkołomnego, zwłaszcza we współczesnym podzielonym świecie zadania, ukazania prawdziwej, pokojowej twarzy islamu, która niewiele różni się od oblicza innych religii. Ikonografia wydaje się dziwnie znajoma (co widać na załączonym obrazku), a sam Mahomet z pewnością bez problemu dogadałby się z Jezusem. Niestety, w warstwie estetycznej film mocno ociera się o kicz, co jest o tyle pocieszające, że stanowi wspólny problem wszystkich religii.
Ekumenizm kiczu?

#5. "Syn Szawła", reż. Laszlo Nemes, zdj. Matyas Erdely


Nie będę oryginalna stwierdzając, że takiego filmu o Holokauście jeszcze nie było. Zamiast typowych ujęć bramy obozu i drutu kolczastego, niczym w grze video przechodzimy przez kolejne lokacje na terenie Auschwitz przyglądając im się zza ramienia głównego bohatera. Nietypowa jest również fabuła, koncentrująca się na śmierci w wymiarze jednostkowym i przybierającej absurdalny kształt próbie zachowania człowieczeńtwa w pełni zautomatyzowanej fabryce śmierci. Laureat Brązowej Żaby.

#6. "Sól ziemi", reż. Wim Wenders, Juliano Ribeiro Salgado, zdj. Juliano Ribeiro Salgado, Hugo Barbier


Człowiek rozczarowany ludzkością zwraca się ku przyrodzie. Brzmi trywialnie. Jednak zdjęcia ludzkich tragedii i zwielokrotnionego okrucieństwa z towarzyszącym im zimnym komentarzem fotografa, który w życiu widział już wszystko, powodują, że zapominamy o ironii i cynizmie. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz